Autor: Patrycja Gryciuk
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Stron: 344
Co można zrobić przez trzy godziny ciszy? Wiele... Można pomilczeć, odpocząć od słów, które czasami ranią. Może to być świetna terapia małżeńska albo po prostu ucieczka od zgiełku, chwila relaksu.
Ale może to być również czas, w którym trzeba się zmierzyć z rzeczywistością, podnieść po upadku, coś przemyśleć, zostawić za sobą, może ułożyć od nowa, stworzyć scenariusz na dalsze życie. Albo spróbować pogodzić się ze śmiercią. Albo nie...
"Surowy los porozstawiał odświętne talerze z porcelany. Każdemu przydzielił jeden. Ciągle coś na niego nakłada, ale nie wszystkim to samo. To znowu coś zabiera, niespodziewanie odejmuje od ust. Jak ktoś ma dużo złych rzeczy, to mu czasem dorzuci coś dobrego. A za miłość płaci się najwięcej. Czasami podwójnie, aż do gołego dna. Potrafi obedrzeć ze skóry."
Kiedy Patrycja dowiaduje się o swojej śmiertelnej chorobie, załamuje się. Wszystko traci dla niej sens. Postanawia pojechać do Francji, do małego miasteczka na Lazurowym Wybrzeży. Stoi tam dom jej ciotki, w którym wraz z rodziną spedzała wakacje w dzieciństwie. Teraz dom, po śmierci ciotki, jest opustoszały i Patrycja zdecydowała się odwiedzić duchy przeszłości. Ten ostatni raz. I ten ostatni raz zobaczyć swojego ukochanego, z którym los ją rozdzielił 9 lat temu. Marnix, na stałe mieszkający już w Amsterdamie, przyjeżdża i spędza z Patrycją ich ostatnie, wspólne trzy dni.
Pomimo, że brzmi to trochę jak tani romans, to nim nie jest. To książka o miłości, to fakt. O miłości i o tym jak trudno pogodzić się z jej utratą. Jednak dla mnie na pierwszy plan wysuwa się tutaj Pani Śmierć, bo to wokół niej wszystko się obraca. Śmierć dopada nas w najmniej oczekiwanym momencie, zastaje nas w piżamach, nieogarniętych i wciąż niegotowych na spotkanie. Dokładnie w takim stanie jest Patrycja, kiedy pojawia się Ona na jej drodze. TO budzi w niej strach, przerażenie i totalną rezygnację. Do głowy przychodzi jej tylko jedno: ucieczka. Więc jedzie do tej Francji i spotyka się (czy po raz ostatni?) z miłością swojego życia. Spogląda w przeszłość, wspomina. Staje twarzą w twarz ze swoim życiem. Odgrzebuje stare rany. Przyszedł czas na prawdę, bo kiedy, jak nie teraz, w obliczu śmierci?
Przyznam, że początkowo ta książka mnie trochę nudziła, sądziłam, że i tak znam mniej więcej koncept całej historii. Ale oczywiście, jak to często bywa, myliłam się. A wtedy to drugie spojrzenie na tę powieść było już zupełnie inne i spodobało mi się to, co ujrzałam. Element zaskoczenia dopełnił całości. Pierwszym było to, że bohaterką książki jest sama autorka, Patrycja Gryciuk. Nie wiedziałam o tym sięgając po "Trzy godziny ciszy". To wprowadza taką nutkę realizmu i czytając, nie sposób uciec od takiej zwykłej, ludzkiej ciekawości, co jest prawdą a co tylko wymysłem pisarki. Myślę, że ona sama pewnie nie uniknie takich pytań: na ile Patrycji jest w Patrycji. Drugim zaskoczeniem był sposób opowiedzenia tej historii i to co ona za sobą niesie: zadumę i refleksję. Spojrzenie na ludzki los z perspektywy jego kreatorów. Bardziej lub mniej świadomych.
Wszystko jest tutaj inne, niż się wydaje. Teraźniejszość miesza się z przeszłością. Tajemnice wypływają na wierzch i wywracają wszystko do góry nogami. Szaleństwo ukazuje swoje oblicza.
"Bo nie chodzi przecież o to, jak spadasz, ale jak się podnosisz."
Dorota (Zabukowana)
Dobrze, że ostatecznie książka przypadła CI do gustu :)
OdpowiedzUsuńNie mogło być inaczej, bo to bardzo dobra książka☺
Usuń